Kroczyli między drzewami Magnolijskiego lasu. Heartphilia bacznie obserwowała otoczenie. Wsłuchiwała się w najcichszy szelest liści, szum strumyka, czy też śpiew ptaków. Wszystko wydawało się być pokryte tajemnicą tego krajobrazu. Delikatne promienie słoneczne przebijały się przez gałęzie potężnych drzew. Każdy człowiek zanurzyłby się w pięknie ów miejsca.
- Ile jeszcze.. - stękał Gajeel w kółko, odkąd wyruszyli. Wszyscy już mieli po dziurki w nosie jego narzekania.
- Wycisz się! - krzyknął Natsu.
- A Ty się do mnie nie odzywaj, pawianie! - po słowach Redfoxa, zaczęli się przepychać.
- Czy wy zdajecie sobie sprawę z tego, że jesteśmy w środku lasu? - Lucy stanęła przed nimi, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie przeszkadzaj! - wrzasnęli obydwaj, po czym wrócili do wcześniej wykonywanej czynności.
- Lu-chan, na nich już za późno - McGarden machnęła ręką. - Najwyżej tutaj zostaną i udomowią się z wiewiórkami.
Happy patrzył na grupę rozbawionych przyjaciół i zaczął się zastanawiać, czy to właśnie jest szczęście? Kiedy drugi człowiek otacza Cię bezinteresownym ciepłem, tak, jak w jego przypadku. Nigdy by nie pomyślał, że komuś w przyszłości będzie na nim zależało. Od zawsze był pomiatany przez siły wyższe, takie, jak np. Zeref. Nigdy nie potrafił spokojnie zasnąć w nocy, bojąc się wydarzeń dnia następnego. Całe życie w strachu. A teraz stąpał za ludźmi, których praktycznie nie znał, chociaż mimo to, z nimi czuł się naprawde dobrze. Lucy, Mirajane i Levy postanowiły wybrać się wgłąb lasu i nazbierać owoców. Jako, iż była jesień, nie mogły wybrzydzać, ale jakoś im się udało coś znaleźć między krzakami. Zrobiły krótką przerwę, gdyż Lucy zaczął boleć brzuch. Poszła szybkim krokiem za drzewo i zwymiotowała. Czuła się fatalnie, do tego dochodził mocny ucisk w żołądku.
- Lu-chan, w porządku? - spytała zatroskana Levy.
- To nic takiego - skłamała. - Lepiej wracajmy do chłopaków.. - Heartphilia starała się nie myśleć o doskwierającym jej niekomfortowym samopoczuciu. McGarden i Strauss przytaknęły, po czym poszły z powrotem do Natsu, Gaje
ela oraz Happy'ego.
Lucy z ledwością zdołała dojść na miejsce. Zsunęła się po korze drzewa i opadła na grunt. Natsu i Gajeel dalej sprzeczali się o bzdety, zaś Levy i Mira starały się ich uspokoić. W ruch poszły oczywiście patyki, które obydwaj mieli pod ręką. Zaczęli nimi wymachiwać w powietrzu, posyłając sobie nawzajem różnorakie groźby, po czym odwrócili się do siebie plecami i zaczęli gwizdać. Ból blondynki powoli mijał, jednak ciągle towarzyszyły jej nudności.
- Na pewno wszystko w porządku? - białowłosa podeszła do swojej przyjaciółki i schyliła się, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Tak, po prostu trochę się zmęczyłam przy zbieraniu owoców - skłamała kolejny raz, jako, iż nie chciała przysparzać przyjaciołom dodatkowych zmartwień. Postanowiła powiedzieć im o wszystkim, kiedy już będą w Hargeonie.
- Co się dzieje? - Dragneel spojrzał na dziewczyny, po czym znowu wrócił wzrokiem na Redfoxa.
- Lu-chan, tylko się nie przemęczaj - niebieskowłosa cicho westchnęła, przybierając lekko naburmuszony wyraz twarzy. Heartphilia nikle się uśmiechnęła.
Natsu i Gajeel przybrali dziwne pozy. Spojrzeli to na siebie, to na blondynkę, wokół której wręcz skakały przyjaciółki, pytając się, czy nic jej nie potrzeba.
- Rozumiesz to? Bo ja nie - stwierdził różowowłosy, masując dwoma palcami podbródek.
- Bo Ty jesteś półmózgiem! - skwitował Redfox. - Lucy na pewniaka jest w ciąży, przecież nie wiemy, co Zeref zrobił jej pod naszą nieobecność - wyszeptał.
- A niby skąd Ty się możesz na tym znać?! - Natsu pstryknął Gajeela w głowę, zaś ten odepchnął go pół metra od siebie.
- Po pierwsze, to jest moja przestrzeń prywatna, a po drugie, w przeciwieństwie do Ciebie, nie jestem tępy! - odparł, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nawet jeśli, to co, mamy niańczyć za dziewięć miesięcy małe Zerefciątko?! - i znowu się zaczęło. Dwóch przyjaciół się sprzeczało, każdy miał oddzielne zdanie na temat, który właśnie omawiali.
Dziewczyny spojrzały na nich dziwnym wzrokiem, po czym kontynuowały rozmowę.
- Wiesz, że możesz nam powiedzieć o wszystkim? - Strauss wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo. Lucy przytaknęła.
- Nawet, jeśli zależałoby to od wielu innych czynników - dodała Levy, na co blondynka westchnęła i znowu kiwnęła głową. - Niech Ci będzie, ale my chciałyśmy pomóc!
- Przecież wiem - rzekła Heartphilia. - Chodźcie, pójdziemy złapać ryby..
- O nie, moja droga. Ty tutaj zostajesz, ja, Levy i Gajeel się tym zajmiemy! Happy i Natsu Cię popilnują, prawda? - Mirajane zgromiła wymienioną dwójkę spojrzeniem, na co obydwaj rzekli ciche "Tak" i zaczęli odprowadzać odchodzącą trójkę wzrokiem, póki nie zniknęli między drzewami.
Różowowłosy niechętnie spojrzał na blondynkę, która nagle ułożyła dłonie w okolicach brzucha i je ścisnęła.
- Co Ci jest?! - Dragneel podbiegł do niej. - Żebyś tylko nie poroniła - właśnie zorientował się z treści wynikającej z wypowiedzianych przez niego słów.
- P-Poroniła? Co Ty chrzanisz? - dziewczyna uderzyła się otwartą ręką w czoło.
- Czyli nie jesteś w ciąży? - spytał zdziwiony.
- Przecież to niemożliwe - stwierdziła, przewracając oczami. - Myślę, że to uboczne skutki substancji, którą podał mi Zeref.
- Zabiję go - szepnął do siebie Natsu, knując krwawe scenariusze, w których Gajeel odgrywał rolę pokrzywdzonego.
- Już mi lepiej - odetchnęła z ulgą.
- Aye! - do rozmowy wtrącił się także rozbawiony Happy.
Spróbowała wstać, a gdy już utrzymywała równowagę, zakręciło jej się w głowie i niemalże upadłaby z hukiem na ziemię, gdyby nie czyjeś ciepłe ramiona. Powolnie otworzyła oczy i spojrzała na swojego wybawcę, jakim okazał się być Natsu.
- Oni się lubią~ - rzekł Happy, składając łapki jak do modlitwy.
Blondynka odskoczyła od Dragneela, po czym szepnęła ciche "Dziękuję". Niedługo potem dołączyli się do nich pozostali. Ognisko zostało rozpalone przez Mirę, wszyscy usiedli wokół skupiska ciepła, jedząc owoce, podpiekając ryby i pijąc wodę z jeziora, wlaną przez dziewczyny do drewnianych flakonów. Po tej krótkiej przerwie, znowu zaczęli się zbierać, by móc w pełni sił wyruszyć w dalszą drogę.
- Lu-chan, w porządku? - spytała zatroskana Levy.
- To nic takiego - skłamała. - Lepiej wracajmy do chłopaków.. - Heartphilia starała się nie myśleć o doskwierającym jej niekomfortowym samopoczuciu. McGarden i Strauss przytaknęły, po czym poszły z powrotem do Natsu, Gaje
ela oraz Happy'ego.
Lucy z ledwością zdołała dojść na miejsce. Zsunęła się po korze drzewa i opadła na grunt. Natsu i Gajeel dalej sprzeczali się o bzdety, zaś Levy i Mira starały się ich uspokoić. W ruch poszły oczywiście patyki, które obydwaj mieli pod ręką. Zaczęli nimi wymachiwać w powietrzu, posyłając sobie nawzajem różnorakie groźby, po czym odwrócili się do siebie plecami i zaczęli gwizdać. Ból blondynki powoli mijał, jednak ciągle towarzyszyły jej nudności.
- Na pewno wszystko w porządku? - białowłosa podeszła do swojej przyjaciółki i schyliła się, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Tak, po prostu trochę się zmęczyłam przy zbieraniu owoców - skłamała kolejny raz, jako, iż nie chciała przysparzać przyjaciołom dodatkowych zmartwień. Postanowiła powiedzieć im o wszystkim, kiedy już będą w Hargeonie.
- Co się dzieje? - Dragneel spojrzał na dziewczyny, po czym znowu wrócił wzrokiem na Redfoxa.
- Lu-chan, tylko się nie przemęczaj - niebieskowłosa cicho westchnęła, przybierając lekko naburmuszony wyraz twarzy. Heartphilia nikle się uśmiechnęła.
Natsu i Gajeel przybrali dziwne pozy. Spojrzeli to na siebie, to na blondynkę, wokół której wręcz skakały przyjaciółki, pytając się, czy nic jej nie potrzeba.
- Rozumiesz to? Bo ja nie - stwierdził różowowłosy, masując dwoma palcami podbródek.
- Bo Ty jesteś półmózgiem! - skwitował Redfox. - Lucy na pewniaka jest w ciąży, przecież nie wiemy, co Zeref zrobił jej pod naszą nieobecność - wyszeptał.
- A niby skąd Ty się możesz na tym znać?! - Natsu pstryknął Gajeela w głowę, zaś ten odepchnął go pół metra od siebie.
- Po pierwsze, to jest moja przestrzeń prywatna, a po drugie, w przeciwieństwie do Ciebie, nie jestem tępy! - odparł, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nawet jeśli, to co, mamy niańczyć za dziewięć miesięcy małe Zerefciątko?! - i znowu się zaczęło. Dwóch przyjaciół się sprzeczało, każdy miał oddzielne zdanie na temat, który właśnie omawiali.
Dziewczyny spojrzały na nich dziwnym wzrokiem, po czym kontynuowały rozmowę.
- Wiesz, że możesz nam powiedzieć o wszystkim? - Strauss wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo. Lucy przytaknęła.
- Nawet, jeśli zależałoby to od wielu innych czynników - dodała Levy, na co blondynka westchnęła i znowu kiwnęła głową. - Niech Ci będzie, ale my chciałyśmy pomóc!
- Przecież wiem - rzekła Heartphilia. - Chodźcie, pójdziemy złapać ryby..
- O nie, moja droga. Ty tutaj zostajesz, ja, Levy i Gajeel się tym zajmiemy! Happy i Natsu Cię popilnują, prawda? - Mirajane zgromiła wymienioną dwójkę spojrzeniem, na co obydwaj rzekli ciche "Tak" i zaczęli odprowadzać odchodzącą trójkę wzrokiem, póki nie zniknęli między drzewami.
Różowowłosy niechętnie spojrzał na blondynkę, która nagle ułożyła dłonie w okolicach brzucha i je ścisnęła.
- Co Ci jest?! - Dragneel podbiegł do niej. - Żebyś tylko nie poroniła - właśnie zorientował się z treści wynikającej z wypowiedzianych przez niego słów.
- P-Poroniła? Co Ty chrzanisz? - dziewczyna uderzyła się otwartą ręką w czoło.
- Czyli nie jesteś w ciąży? - spytał zdziwiony.
- Przecież to niemożliwe - stwierdziła, przewracając oczami. - Myślę, że to uboczne skutki substancji, którą podał mi Zeref.
- Zabiję go - szepnął do siebie Natsu, knując krwawe scenariusze, w których Gajeel odgrywał rolę pokrzywdzonego.
- Już mi lepiej - odetchnęła z ulgą.
- Aye! - do rozmowy wtrącił się także rozbawiony Happy.
Spróbowała wstać, a gdy już utrzymywała równowagę, zakręciło jej się w głowie i niemalże upadłaby z hukiem na ziemię, gdyby nie czyjeś ciepłe ramiona. Powolnie otworzyła oczy i spojrzała na swojego wybawcę, jakim okazał się być Natsu.
- Oni się lubią~ - rzekł Happy, składając łapki jak do modlitwy.
Blondynka odskoczyła od Dragneela, po czym szepnęła ciche "Dziękuję". Niedługo potem dołączyli się do nich pozostali. Ognisko zostało rozpalone przez Mirę, wszyscy usiedli wokół skupiska ciepła, jedząc owoce, podpiekając ryby i pijąc wodę z jeziora, wlaną przez dziewczyny do drewnianych flakonów. Po tej krótkiej przerwie, znowu zaczęli się zbierać, by móc w pełni sił wyruszyć w dalszą drogę.
Mavis
Nie wychodziła z pokoju od wczorajszego dnia. Nie chciała widzieć kolejny raz kłamliwej twarzy Zerefa, którego starała się pokochać mimo wad. Łzy spływały strumieniami po jej policzkach, oczy miała spuchnięte, podkrążone i lekko zaczerwienione. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Otwarte - rzekła, ocierając oczy, po czym syknęła, gdyż powieki zaczęły piec ją jeszcze bardziej.
- Witaj, Mavis - ujrzała stojącego w progu Zerefa. - Strażnicy donieśli mi, że nie wychodzisz z komnaty od wczoraj. Coś się stało? - podszedł bliżej dziewczyny.
- Nie dotykaj mnie - powiedziała cicho. - Brzydzę się Tobą. Zejdź mi z oczu - machnęła ręką, odwracając się do mężczyzny plecami.
- Czyżbyś znalazła coś niewłaściwego? - schylił się. - Powinnaś przestać węszyć - wyszeptał jej te trzy słowa prosto do ucha, po czym wyszedł z pokoju.
Po ciele blondynki przeszły dreszcze. Nienawidziła tego zamku. Żywiła urazę do wszystkich jego mieszkańców. Położyła głowę na zimnym parapecie, po czym lekko zmrużyła oczy. Pragnęła uciec z tego świata, przesiąkniętego złem, kłamstwem i szerzącą się nienawiścią, lecz coś ciągle ją tutaj uparcie trzymało...
***
- Żeby dojść do Hargeonu najszybszą drogą musimy iść przez Magnolię, a potem góry - powiedziała blondynka pokazując drogę na mapie.
- Po co w ogóle tam idziemy? - spytał Natsu, ziewając.
- Idziemy do mojego przyjaciela. Z pewnością nam pomoże - odaprła, uśmiechając się.
Wyruszyli z lasu do miasta. Nie mieli do przejścia za wiele, ale zdawało im się, jakby trwało to już z pięć miesięcy. Może dlatego, że po tych wszystkich wydarzeniach nie mogli dojść do siebie? Lucy chodziła jeszcze z doskwierającymi nudnościami, więc chciała jak najszybciej dojść do Magnolii, wziąć leki, jedzenie oraz wodę, a następnie ruszyć prosto do Hargeonu. Po jakiejś godzinie chodzenia zauważyli z oddali budynki, więc zaczęli biec w ich kierunku. Kiedy dobiegli do miasta, od razu zapragnęli wejść do zamku, jednak nie mogli. Mirajane była załamana, podobnie, jak reszta. Pozostałości z ruin też były zniszczone. Wyglądało to tak, jakby niedawno w zamku wybuchł pożar. Komnaty dziewcząt nie miały ścian, z łazienki pozostały jedynie resztki prowizorycznej wanny. Ponad połowa głównego korytarza była doszczętnie zniszczona. Zamku już nie było. Wszyscy stali jak słupy soli i wpatrywali się w nieprzyjemny dla oka krajobraz. Lucy nie wierzyła własnym oczom. Tak wiele wydarzyło się wewnątrz tej budowli. Tak wiele przeżyła tutaj dobrych i złych chwil.
Nieznana data
Pięcioletnia, dojrzała jak na swój wiek dziewczynka wbiegła zwinnie do komnaty. Na łożu naprzeciw drzwi leżała jej schorowana matka. Przyzwyczajona do tego widoku, podbiegła bliżej i usiadła na brzegu łóżka.
- Mamusiu, dzisiaj tata pozwolił mi pójść z Susan do miasta! - mówiło podekscytowane dziecko, jednak nie usłyszało odpowiedzi od rodzicielki. - Mamusiu?
- I c-co? Jak było? - odparła resztkami sił kobieta. Spojrzała na swoją córkę i uśmiechnęła się.
- Czy wszystko dobrze? - spytała Lucy, kładąc swoją dłoń na dłoni matki. - Może mam pójść po tatę?
- Lucy, proszę, przynieś mi trochę wody - rzekła, ocierając dłonią przepocone czoło.
- Dobrze - dziewczynka pobiegła do zamkowej kuchni.
Wlała krystaliczną wodę do drewnianego kubka, zaś następnie skierowała się z powrotem do sypialni swojej matki. Weszła, po czym postawiła ów naczynie na komodzie. Podeszła bliżej łoża.
- Mamo.. - powiedziała cicho. - Powiedziałaś, że wszystko dobrze..
Ujrzała bladą, wychudzoną, w skrócie wyglądającą jak siedem nieszczęść kobietę.
- Kocham Cię, córeczko - uśmiechnęła się resztkami sił.
- Mamo? Co się dzieje? - dziecko patrzyło na nią zaszklonymi oczami, powoli cofając się do tyłu. Wpadła na ścianę.
Nie usłyszała odpowiedzi. Przerażona, pragnęła, by jej rodzicielka otworzyła oczy i się promiennie uśmiechnęła, bez słów przekazując, że wszystko w porządku. Czas mijał, a Layla ciągle nie odzyskiwała przytomności.
- MAMO! - wrzasnęła, po czym wybiegła z pomieszczenia i pobiegła do gabinetu ojca.
Weszła do środka.
- Tato, proszę, pomóż mamie! - krzyczała, jak w amoku.
- Co się dzieje? - mężczyzna powstał, patrząc na przerażone dziecko. Zdał sobie sprawę z tego, że z jego małżonką stało się coś niedobrego, wnioskując po drżącym głosie dziewczynki. - Ty głupi bachorze..
Stanęła jak wyryta. Nie spodziewała się tych słów, wypowiadanych przez jej ojca. Wszystko, ale nie to. Jude uniósł dłoń, po czym wziął zamach i spoliczkował Lucy. Następnie skierował się do sypialni Layli. Dziewczynka bezwładnie opadła na podłogę, wpatrując się pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę. Czuła, jakby straciła wszystko, co dla niej cenne jednego dnia. Czuła się winna za śmierć swojej matki i nagłą zmianę ojca.
Bolesne wspomnienia sprzed lat dawały o sobie znać. Westchnęła, po czym łza spłynęła po jej policzku. Natsu podszedł do niej i niedbale poczochrał ją po głowie, przez co dość istotnie się zdziwiła.
- Nie płacz tak ciągle, bo lepiej Ci, kiedy się uśmiechasz - rzekł, rzuszając powolnym krokiem do pozostałych.
Zdezorientowana blondynka przetarła oczy, po czym ruszyła w ślad za chłopakiem.
- Jesteście! Lucy, chodź, zbadam Cię i podam leki. Na szczęście, moje zapasowe przybory lekarskie, które schowałam się uratowały - powiedziała Strauss, na co Heartphilia poszła za nią, natomiast McGarden wraz z dwoma chłopakami i Happym ruszyła po jedzenie do wciąż ocalałej części Magnolii.
Lucy i Mirajane poszły po apteczkę, którą niegdyś schowały pod ziemią. Była ona dość starannie ukryta, gdyż w razie napadu na Magnolię, z nią miałyby szansę wyleczyć jakieś powierzchowne rany. Warstwę gleby przykrywały szare cegły. Dziewczyny przyklękły nad drobnymi budulcami, chwyciły je, rzucając na bok, po czym rozkopały dłońmi ziemię i wyjęły drewnianą skrzynkę z lekami. Blondynka usiadła na podłożu, zaś białowłosa otworzyła apteczkę i podała jej rozdrobnione zioła zmieszane z dziwną substancją. Lucy z wymalowanym na twarzy grymasem przyjęła lek. Wstały, otrzepały się, zaś po chwili dołączyli do nich pozostali. Mira wysmarowała nadgarstki swoje, Levy i Gajeela maścią domowej roboty, gdyż mieli zaczerwienienia po kajdankach.
- Po drodze będziemy musieli poszukać liści kwiatu jaśminu - rzekła Strauss. - Brakuje mi tylko tego składniku do niezbędnego lekarstwa.
Wszyscy przytaknęli na znak, że będą się rozglądać. Levy wzięła plecak, do którego chłopcy napakowali mięsa i spróbowała wstać z pakunkiem. Jednakże, jak Gajeel to zobaczył, wyrwał jej z rąk pakunek i po chwili rzucił Natsu, po czym zaczął iść przodem. Jej wyraz twarzy był teraz zdziwiony, jednak od razu zmienił się na skwaszony i pobiegła do przyjaciół, gdyż była daleko w tyle.
Doszli do Gór Stumilowych*, których nazwa wywodziła się od ich długości i szerokości. Dzieliły Hargeon od pozostałych miast. Przed nimi była długa i męcząca wspinaczka. Chodzili, szukając dogodnego miejsca do jej rozpoczęcia, przy okazji rozglądając się za kwiatem jaśminu, ale nigdzie go nie było. Wspinali się po trawiastych, wysokich wzgórzach. W końcu, w oddali ujrzeli wielką, drewnianą tablicę z oddali, z olbrzymim napisem "Hargeon wita!". Ale co tam na nich czekało? Raj, dobro, pomoc? A może zło, niebezpieczeństwo i cierpienie? Wszystkich to trapiło, jedynie Lucy wiedziała, że tam nie może zdarzyć się nic gorszego, niż do tej pory. Przecież Gray jest jej jedynym przyjacielem z dzieciństwa, na którego może liczyć niezależnie od sytuacji. W tej chwili droga była tak stroma, że Levy osunęła się noga i spadła, trzymając się jedną ręką nad olbrzymią przepaścią.
- Trzymam Cię! Podaj drugą rękę! - wrzasnął zdenerwowany Redfox, próbując wciągnąć niebieskowłosą z powrotem na górę.
- Nie dam rady! Nie dosięgam - odparła przerażona dziewczyna.
Happy stał kawałek od nich, zadręczając się swoimi myślami. Polecieć i jej pomóc czy nie? Przyjęli mnie... do rodziny. Ale co, jak po locie będą mnie chcieli wykorzystywać, tak jak Zeref? A może i gorzej?, powtarzał to ciągle, aż zdecydował. Rozbił skrzydła i wzbił się w powietrze. Podleciał do McGarden, złapał ją za ręce, a Gajeel odsunął się i obserwował, tak jak pozostali. Bezpiecznie wylądował na stałym gruncie.
- Happy, to było niesamowite! Dlaczego nic nam nie powiedziałeś o swojej zdolności?! - Redfox zachwycał się tym, co właśnie zobaczył. Kotek posmutniał.
- Nie naciskaj tak na niego - stwierdził różowowłosy, po czym schylił się nad stworzonkiem. - Nie musisz używać tej zdolności, jeśli nie chcesz. Po prostu o tym zapomnimy.
Happy spojrzał na niego zdziwiony.
- Teraz nie chcecie mnie wykorzystać? - spytał.
- Dlaczego? - Heartphilia się wtrąciła. - Dla nas jesteś przyjacielem, nie kimś, kogo mamy zamiar wykorzystywać - spojrzała na niego ciepłym wzrokiem i się uśmiechnęła. Kotek zaczął szlochać.
- Postaram się być jak najlepszym towarzyszem! Obiecuję! - krzyczał, wycierając łzy.
Grupa trochę się zdziwiła. Nie wiedzieli, co powinni teraz zrobić.
- Chodźmy dalej - Mirajane wzięła Happy'ego na ręce z uśmiechem, po czym wyruszyli w dalszą drogę.
W końcu, gdy najgorsze było już za nimi, wkroczyli do Hargeonu. Ludzie wydawali się być tutaj odizolowani od problemów świata zewnętrznego. Każdy żył własnym tempem. Lucy niepewnie się rozglądała. Zapomniała, którą dokładnie drogą pójść do zamku.
- Gdzie teraz? - spytał Natsu.
- Chyba tędy.. - odparła blondynka, obierając jedną z dróg. Za nią skierowała się reszta..
Powoli, w oczy zaczęły rzucać się zamkowe wieże. Niedługo potem, ujrzeli całą potężną budowlę, jaką był zamek należący od wieków do rodu Fullbuster. Heartphilia wzięła głęboki wdech, po czym odwróciła się na pięcie. Wszyscy, poza Levy czekali na wyjaśnienia.
- Później wam wszystko wytłumaczę - rzekła.
- Lucy? - usłyszała jego głos. Odwróciła się i spojrzała na jedno z okien. - Co Ty tu..
- Gray! Jeśli mógłbyś, to proszę, zejdź do nas - złożyła dłonie, oczekując reakcji chłopaka.
Ten natomiast przytaknął i już po chwili znalazł się przed zamkiem.
- Po co w ogóle tam idziemy? - spytał Natsu, ziewając.
- Idziemy do mojego przyjaciela. Z pewnością nam pomoże - odaprła, uśmiechając się.
Wyruszyli z lasu do miasta. Nie mieli do przejścia za wiele, ale zdawało im się, jakby trwało to już z pięć miesięcy. Może dlatego, że po tych wszystkich wydarzeniach nie mogli dojść do siebie? Lucy chodziła jeszcze z doskwierającymi nudnościami, więc chciała jak najszybciej dojść do Magnolii, wziąć leki, jedzenie oraz wodę, a następnie ruszyć prosto do Hargeonu. Po jakiejś godzinie chodzenia zauważyli z oddali budynki, więc zaczęli biec w ich kierunku. Kiedy dobiegli do miasta, od razu zapragnęli wejść do zamku, jednak nie mogli. Mirajane była załamana, podobnie, jak reszta. Pozostałości z ruin też były zniszczone. Wyglądało to tak, jakby niedawno w zamku wybuchł pożar. Komnaty dziewcząt nie miały ścian, z łazienki pozostały jedynie resztki prowizorycznej wanny. Ponad połowa głównego korytarza była doszczętnie zniszczona. Zamku już nie było. Wszyscy stali jak słupy soli i wpatrywali się w nieprzyjemny dla oka krajobraz. Lucy nie wierzyła własnym oczom. Tak wiele wydarzyło się wewnątrz tej budowli. Tak wiele przeżyła tutaj dobrych i złych chwil.
Nieznana data
Pięcioletnia, dojrzała jak na swój wiek dziewczynka wbiegła zwinnie do komnaty. Na łożu naprzeciw drzwi leżała jej schorowana matka. Przyzwyczajona do tego widoku, podbiegła bliżej i usiadła na brzegu łóżka.
- Mamusiu, dzisiaj tata pozwolił mi pójść z Susan do miasta! - mówiło podekscytowane dziecko, jednak nie usłyszało odpowiedzi od rodzicielki. - Mamusiu?
- I c-co? Jak było? - odparła resztkami sił kobieta. Spojrzała na swoją córkę i uśmiechnęła się.
- Czy wszystko dobrze? - spytała Lucy, kładąc swoją dłoń na dłoni matki. - Może mam pójść po tatę?
- Lucy, proszę, przynieś mi trochę wody - rzekła, ocierając dłonią przepocone czoło.
- Dobrze - dziewczynka pobiegła do zamkowej kuchni.
Wlała krystaliczną wodę do drewnianego kubka, zaś następnie skierowała się z powrotem do sypialni swojej matki. Weszła, po czym postawiła ów naczynie na komodzie. Podeszła bliżej łoża.
- Mamo.. - powiedziała cicho. - Powiedziałaś, że wszystko dobrze..
Ujrzała bladą, wychudzoną, w skrócie wyglądającą jak siedem nieszczęść kobietę.
- Kocham Cię, córeczko - uśmiechnęła się resztkami sił.
- Mamo? Co się dzieje? - dziecko patrzyło na nią zaszklonymi oczami, powoli cofając się do tyłu. Wpadła na ścianę.
Nie usłyszała odpowiedzi. Przerażona, pragnęła, by jej rodzicielka otworzyła oczy i się promiennie uśmiechnęła, bez słów przekazując, że wszystko w porządku. Czas mijał, a Layla ciągle nie odzyskiwała przytomności.
- MAMO! - wrzasnęła, po czym wybiegła z pomieszczenia i pobiegła do gabinetu ojca.
Weszła do środka.
- Tato, proszę, pomóż mamie! - krzyczała, jak w amoku.
- Co się dzieje? - mężczyzna powstał, patrząc na przerażone dziecko. Zdał sobie sprawę z tego, że z jego małżonką stało się coś niedobrego, wnioskując po drżącym głosie dziewczynki. - Ty głupi bachorze..
Stanęła jak wyryta. Nie spodziewała się tych słów, wypowiadanych przez jej ojca. Wszystko, ale nie to. Jude uniósł dłoń, po czym wziął zamach i spoliczkował Lucy. Następnie skierował się do sypialni Layli. Dziewczynka bezwładnie opadła na podłogę, wpatrując się pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę. Czuła, jakby straciła wszystko, co dla niej cenne jednego dnia. Czuła się winna za śmierć swojej matki i nagłą zmianę ojca.
***
Bolesne wspomnienia sprzed lat dawały o sobie znać. Westchnęła, po czym łza spłynęła po jej policzku. Natsu podszedł do niej i niedbale poczochrał ją po głowie, przez co dość istotnie się zdziwiła.
- Nie płacz tak ciągle, bo lepiej Ci, kiedy się uśmiechasz - rzekł, rzuszając powolnym krokiem do pozostałych.
Zdezorientowana blondynka przetarła oczy, po czym ruszyła w ślad za chłopakiem.
- Jesteście! Lucy, chodź, zbadam Cię i podam leki. Na szczęście, moje zapasowe przybory lekarskie, które schowałam się uratowały - powiedziała Strauss, na co Heartphilia poszła za nią, natomiast McGarden wraz z dwoma chłopakami i Happym ruszyła po jedzenie do wciąż ocalałej części Magnolii.
Lucy i Mirajane poszły po apteczkę, którą niegdyś schowały pod ziemią. Była ona dość starannie ukryta, gdyż w razie napadu na Magnolię, z nią miałyby szansę wyleczyć jakieś powierzchowne rany. Warstwę gleby przykrywały szare cegły. Dziewczyny przyklękły nad drobnymi budulcami, chwyciły je, rzucając na bok, po czym rozkopały dłońmi ziemię i wyjęły drewnianą skrzynkę z lekami. Blondynka usiadła na podłożu, zaś białowłosa otworzyła apteczkę i podała jej rozdrobnione zioła zmieszane z dziwną substancją. Lucy z wymalowanym na twarzy grymasem przyjęła lek. Wstały, otrzepały się, zaś po chwili dołączyli do nich pozostali. Mira wysmarowała nadgarstki swoje, Levy i Gajeela maścią domowej roboty, gdyż mieli zaczerwienienia po kajdankach.
- Po drodze będziemy musieli poszukać liści kwiatu jaśminu - rzekła Strauss. - Brakuje mi tylko tego składniku do niezbędnego lekarstwa.
Wszyscy przytaknęli na znak, że będą się rozglądać. Levy wzięła plecak, do którego chłopcy napakowali mięsa i spróbowała wstać z pakunkiem. Jednakże, jak Gajeel to zobaczył, wyrwał jej z rąk pakunek i po chwili rzucił Natsu, po czym zaczął iść przodem. Jej wyraz twarzy był teraz zdziwiony, jednak od razu zmienił się na skwaszony i pobiegła do przyjaciół, gdyż była daleko w tyle.
Doszli do Gór Stumilowych*, których nazwa wywodziła się od ich długości i szerokości. Dzieliły Hargeon od pozostałych miast. Przed nimi była długa i męcząca wspinaczka. Chodzili, szukając dogodnego miejsca do jej rozpoczęcia, przy okazji rozglądając się za kwiatem jaśminu, ale nigdzie go nie było. Wspinali się po trawiastych, wysokich wzgórzach. W końcu, w oddali ujrzeli wielką, drewnianą tablicę z oddali, z olbrzymim napisem "Hargeon wita!". Ale co tam na nich czekało? Raj, dobro, pomoc? A może zło, niebezpieczeństwo i cierpienie? Wszystkich to trapiło, jedynie Lucy wiedziała, że tam nie może zdarzyć się nic gorszego, niż do tej pory. Przecież Gray jest jej jedynym przyjacielem z dzieciństwa, na którego może liczyć niezależnie od sytuacji. W tej chwili droga była tak stroma, że Levy osunęła się noga i spadła, trzymając się jedną ręką nad olbrzymią przepaścią.
- Trzymam Cię! Podaj drugą rękę! - wrzasnął zdenerwowany Redfox, próbując wciągnąć niebieskowłosą z powrotem na górę.
- Nie dam rady! Nie dosięgam - odparła przerażona dziewczyna.
Happy stał kawałek od nich, zadręczając się swoimi myślami. Polecieć i jej pomóc czy nie? Przyjęli mnie... do rodziny. Ale co, jak po locie będą mnie chcieli wykorzystywać, tak jak Zeref? A może i gorzej?, powtarzał to ciągle, aż zdecydował. Rozbił skrzydła i wzbił się w powietrze. Podleciał do McGarden, złapał ją za ręce, a Gajeel odsunął się i obserwował, tak jak pozostali. Bezpiecznie wylądował na stałym gruncie.
- Happy, to było niesamowite! Dlaczego nic nam nie powiedziałeś o swojej zdolności?! - Redfox zachwycał się tym, co właśnie zobaczył. Kotek posmutniał.
- Nie naciskaj tak na niego - stwierdził różowowłosy, po czym schylił się nad stworzonkiem. - Nie musisz używać tej zdolności, jeśli nie chcesz. Po prostu o tym zapomnimy.
Happy spojrzał na niego zdziwiony.
- Teraz nie chcecie mnie wykorzystać? - spytał.
- Dlaczego? - Heartphilia się wtrąciła. - Dla nas jesteś przyjacielem, nie kimś, kogo mamy zamiar wykorzystywać - spojrzała na niego ciepłym wzrokiem i się uśmiechnęła. Kotek zaczął szlochać.
- Postaram się być jak najlepszym towarzyszem! Obiecuję! - krzyczał, wycierając łzy.
Grupa trochę się zdziwiła. Nie wiedzieli, co powinni teraz zrobić.
- Chodźmy dalej - Mirajane wzięła Happy'ego na ręce z uśmiechem, po czym wyruszyli w dalszą drogę.
W końcu, gdy najgorsze było już za nimi, wkroczyli do Hargeonu. Ludzie wydawali się być tutaj odizolowani od problemów świata zewnętrznego. Każdy żył własnym tempem. Lucy niepewnie się rozglądała. Zapomniała, którą dokładnie drogą pójść do zamku.
- Gdzie teraz? - spytał Natsu.
- Chyba tędy.. - odparła blondynka, obierając jedną z dróg. Za nią skierowała się reszta..
Powoli, w oczy zaczęły rzucać się zamkowe wieże. Niedługo potem, ujrzeli całą potężną budowlę, jaką był zamek należący od wieków do rodu Fullbuster. Heartphilia wzięła głęboki wdech, po czym odwróciła się na pięcie. Wszyscy, poza Levy czekali na wyjaśnienia.
- Później wam wszystko wytłumaczę - rzekła.
- Lucy? - usłyszała jego głos. Odwróciła się i spojrzała na jedno z okien. - Co Ty tu..
- Gray! Jeśli mógłbyś, to proszę, zejdź do nas - złożyła dłonie, oczekując reakcji chłopaka.
Ten natomiast przytaknął i już po chwili znalazł się przed zamkiem.
***
-----
Shadlew: Hej! A więc właśnie dzisiaj, czyli drugiego września, rozpoczął się kolejny rok szkolny już na dobre. Osobiście, mam mieszane odczucia co do tego, gdyż nie za bardzo przepadam za uczęszczaniem do szkoły pięć razy w tygodniu i wychodzeniu z niej po ośmiu godzinach, ale.. no. Chciałabym życzyć Wam udanych dziesięciu miesięcy nauki, dobrych ocen, i takie tam. Nie oszukujmy się, słowami nie umilę Wam tej 'męki' w żaden sposób ^^". Co do rozdziału: więcej czasu zajęło poprawianie błędów, które się w nim znalazły, niż pisanie treści, haha. Dodatkowo, w ostatnie dni wakacji przynajmniej ja (bo nie wiem co z Maxine xD) nie czułam chęci do życia, a co dopiero wyłapywania błędów w rozdziale (mimo wszystko, mam nadzieję, że nic nie pominęłyśmy). Wolałam nacieszyć się ostatnimi wolnymi dniami, spędzając czas ze znajomymi (oraz oczywiście Maxine aka Lil) i tak też obie zrobiłyśmy. Postaramy się dodawać rozdziały tak samo, jak w wakacje, mimo, że doszły jeszcze obowiązki szkolne. To tyle ode mnie :).
Maxine: Ja powiem tyle, że lubię moją gimbaze, bo jest fajna! XD I dziś aż za nią tęskniłam po powrocie! Bo nudno teraz w domu XD Jeżeli chodzi o rozdział, to... było kilka problemów, że nic mi się nie chciało robić i przyznaję się, że pokłóciłam się z Shadlew aka Natą, więc prace się przedłużyły, ale już okej! Nawet znalazłam sposób na wenę ;3 Ale to moja tajemnica. Mam nadzieję, że rozdział się podoba, bo właśnie ten zajął nam najwięcej czasu i jeszcze jedno! Żartuję XD Nie będę przeciągać, bo pewnie jesteście zmęczeni szkołą itp. I tak przedłużyłam XDXD (jestem uzależniona od pisania "XD").
Enjoy~
Hej.Znalazłam waszego bloga dziś i bardzo mnie wciągnął.
OdpowiedzUsuńNajpierw cała historia zdawała się dla mnie bardzo pogmatwana,jednak szybko się we wszystkim połapałam.
Świetnie piszecie więc na pewno zostanę tutaj jako stały czytelnik.
Pozdrawiam i wysyłam dużo weny.:*^^
Wena z pewnością się przyda :)
UsuńW końcu jest Gray! Czekałam na to :D
OdpowiedzUsuńCo by tu się długo rozpisywać... po prostu świetny rozdział, z resztą jak wszystkie :D
Spotkali Happie'go (chyba tak się to pisze, nie wiem?), szkoda, że kotek miał taką straszną przeszłość :(
Jestem ciekawa o co chodzi z tymi rzeczami, które znalazła Mavis i czy w końcu dowie się o swojej przeszłości.
Trochę brakuje mi Nalu, ale i bez tego blog jest ciekawy.
Pozdrawiam ;)