niedziela, 12 lutego 2017

Rozdział 12 - Koszmaru ciąg dalszy


   Scarlet rzuciła na drewniany stół mapę Fiore. Następnie podparła się o ów mebel obiema dłońmi, stawiając nogi w rozkroku.
- Jeśli chcemy zakończyć tą wojnę raz na zawsze, musimy mieć strategię. Mało tego, ta strategia musi być od początku do końca przemyślana - rzekła, spoglądając na twarze swoich sprzymierzeńców. - Ja, Natsu, Lucy, Gray i Gajeel z armią udamy się bezpośrednio na terytorium wroga. Przykro mi to mówić, ale osoby, które mogą nie być przydatne w walce powinny zostać w bezpiecznym miejscu. Niepotrzebnie zwracałyby na siebie naszą uwagę.
- Zajmę się rannymi - zadeklarowała się Strauss.
Niebieskowłosa wbiła wzrok w podłogę. Każdy miał coś do roboty, natomiast ona czuła się kulą u nogi. Blondynka usiadła obok niej i położyła jej rękę na ramieniu.
- Levy, z pewnością przydałaby się osoba, która gotowałaby dla armii - zaproponowała Heartphilia.
Oczy McGarden zalśniły.
- Mogę się tym zająć - stwierdziła, unosząc wzrok.
Lucy się uśmiechnęła, po czym podeszła do różowowłosego. Usiadła obok niego w milczeniu. Ten zaś nawet nie zauważył jej obecności. Wpatrywał się ze skupieniem w jeden martwy punkt.
- Natsu? - zaczęła. - Obiecaj, że nie dasz się zabić.
- Obiecuję - odrzekł z nikłym uśmiechem. - A ty z kolei obiecaj, że nie dasz się zgwałcić Zerefowi.
Szturchnęła go w ramię.
- Obiecuję.
- Czy moglibyście się w końcu przestać migdalić? - wtrącił Gajeel. - Ja was proszę, pohamujcie trochę te dzikie instynkty.
Blondynka przewróciła oczami, śmiejąc się.
- Ty będziesz miał dziki instynkt, kiedy ci coś w końcu do jedzenia podrzucę - wycedziła McGarden.
- To byłby zamach na moje życie i zdrowie - odparł Redfox, unosząc ręce w geście bezsilności.
Niebieskowłosa skrzyżowała ręce na piersiach.
- I kto tutaj teraz się migdali - Natsu machnął ręką.
Heartphilia niezauważona podeszła do Graya, który od dłuższej chwili siedział i się nie odzywał.
- Hej, nie przejmuj się, jesteśmy tutaj wszyscy dla ciebie - osunęła się po ścianie, tym samym siadając obok niego i opierając głowę na jego ramieniu.
- Dla mnie i dla całego Fiore - dodał.
- Czepiasz się szczegółów.
Cicho się zaśmiał.
- Kiedy już będziemy na jego terenie, nie oddalaj się zbytnio ode mnie. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało.
Lucy spojrzała na niego.
- Dlaczego byś sobie nie wybaczył?
- Jesteś dla mnie ważna.
Blondynka zaczęła analizować to, co właśnie usłyszała i wyszukiwać drugiego dna.
- Nie w tym znaczeniu.
- W takim razie, ty też jesteś dla mnie ważny - zaczęła - ale nie w tym znaczeniu. - Podkreśliła.
Fullbuster nikle się uśmiechnął..
- Obiecuję, że dopilnuję, aby w razie co zamkowi lekarze byli zwarci i gotowi - stwierdziła Mirajane, plotąc palce u dłoni.
- Wiem, Miro. Znamy cię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że dasz z siebie wszystko. Jak zawsze - księżniczka uśmiechnęła się, a następnie podniosła się i podeszła do przyjaciółki.
- W takim razie, mam do ciebie prośbę, Lucy.
Heartphilia spojrzała na nią z zapytaniem.
- Przyrzeknij, że to nie jest jeden z ostatnich razów, kiedy się widzimy.
- Postaram się, aby nie był - odparła cicho.
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo mi pomogłaś. Chcę jeszcze mieć szansę ci się odwdzięczyć - białowłosa zwiesiła głowę, a jej mina momentalnie się zmieniła.
- Nie jesteś mi nic dłużna - Heartphilia położyła dłoń na jej ramieniu. - Uwierz mi, że gdyby nie ty, to wszystko nie zaszłoby tak daleko. Teraz zapewne nie byłabym w Hargeonie, tak blisko naszego celu. Postaram się najbardziej jak mogę, aby nie rozczarować ani ciebie, ani Levy, ani kogokolwiek innego.
Mirajane uśmiechnęła się całkiem szczerze.
- Dziękuję. Potrzebowałam takich słów płynących z twoich ust.
Następnie udała się do Juvii. Siedziała na uboczu, chowając twarz w dłoniach.
- Juvio.. - Heartphilia spoczęła obok niej. - Nie znamy się zbyt dobrze, ale..
- Mam nadzieję, że jeszcze zdążymy zostać przyjaciółkami - niebieskowłosa uniosła głowę i ze smutnym uśmiechem spojrzała na Lucy. - Mam również nadzieję, że Grayowi ani Erzie nic się nie stanie. Mam też nadzieję, że całej tej bandzie idiotów pseudo armii nic się nie stanie. Strata kogokolwiek jest bolesna i szokująca, czyż nie? - po tych słowach z powrotem schowała twarz w dłoniach.
- Rozumiem, co masz na myśli. Jestem wręcz pewna, że Erza i Gray wyjdą z tego cali i zdrowi.
- Mam nadzieję, że ty razem z nimi, księżniczko - rzekła Lockser. - Ty, Natsu i Gajeel. W tak krótkim czasie zdążyłam przywyknąć do obecności was wszystkich. Bez was nie było tu tak.. wesoło. Tylko pusto. I nudno.
Lucy przytaknęła, nie chcąc już dodawać nic więcej.
- Już koniec tych gadanin - wtrąciła Erza. - Musimy się na jutro wyspać.
Wszyscy zgodzili się z jej uwagą i udali się za nią. Zaprowadziła ich do zamkniętej komnaty z czterema podwójnymi łóżkami. To jedna z niewielu komnat, które ocalały w tej części zamku. Czerwonowłosa zabrała głos.
- Jeżeli położymy się po dwie osoby na jednym łóżku, powinniśmy się zmieścić wszysy. Jedna osoba będzie na warcie co godzinę.
Erza i Juvia zajęły pierwsze łóżko, Mira i Levy drugie, Gajeel i Happy trzecie, a Lucy usiadła na czwarte. Gray ruszył się jako pierwszy i usiadł koło niej. Natsu ruszył za nim, już będąc gotowym zacząć kłótnię.
- Ja pójdę pierwsza na wartę - zaproponowała, a raczej zażądała, by uniknąć wszelkich niedopowiedzeń.
   Blondynka wyszła na zewnątrz i zaczęła ocierać ręce, chcąc się trochę ogrzać. Księżyc świecił już w pełni, zaś niebo było pokryte gwiazdami. Oparła się o drzewo, mając pewność, że już nic się dzisiaj nie wydarzy. Zamknęła oczy i wsłuchała w dźwięki natury. Delikatne szumy wody, trzepoczące skrzydełkami świetliki, czy też cicho huczące sowy były jednymi z wielu elementów tego krajobrazu. Cicho westchnęła, wbijając wzrok w glebę. To mogła być już ostatnia noc, którą przyjdzie jej spędzić. Czy też ostatnia noc, którą przyjdzie jej spędzić z przyjaciółmi. Jasne było, że nie każdy przetrwa to, co ma nadejść następnego dnia. Zapewne większość odniesie wiele ciężkich obrażeń, wskutek walki z armią Zerefa. Ci ludzie, jego ludzie, nie mieli w sobie ani odrobiny człowieczeństwa. Byli maszynami wykreowanymi do zabijania. Nie przejmowali się płaczem dzieci, którym przed chwilą zamordowali matki. Nie przejmowali się tym, że będą żyć w strachu do końca życia. Nie przejmowali się tym, że tak wiele ludzi musi teraz cierpieć, a ich jedynym życzeniem jest śmierć. Heartphilia mocno zacisnęła pięści, a następnie je wyswobodziła z uścisku. Rozejrzała się wokół własnej osi, odrywając od drzewa. Jedna rzecz, której była pewna to to, że Zeref pragnie zemsty. Pragnie większej liczby ofiar. A to dlatego, że zginęła ona. Zginęła Mavis.

******
Zeref

   Leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Jego wzrok był mętny, niepewny. Począł się głęboko zastanawiać, czy to wszystko teraz ma sens. Czy to wszystko ma sens po jej śmierci. Był pewien tego, że nadal chce rządzić Fiore i być jego prawowitym władcą w pojedynkę, lecz brak jej obecności pozostawił głęboką dziurę w jego sercu. Brak tych samych zielonych, smutnych oczu, w których mógł dostrzec nadzieję. Wiedział, że ich relacje były skomplikowane. Że jednocześnie się kochali i nienawidzili. Że jednocześnie chcieli być ze sobą, ale też być daleko od siebie. Że ich nienawiść do siebie czasem potrafiła przybrać inny obrót. Zupełnie inna odmiana miłości, czy też wzajemnej sympatii.
   Podniósł się do pozycji siedzącej, będąc już pewnym. Jego cel nie został osiągnięty. Mógł się od początku liczyć, że po to, by go osiągnąć, nie tylko pionki będą tracić coś ważnego, ale on również. Stracił ją, osobę, która jako jedyna w obecnej sytuacji coś dla niego znaczyła.
   Zwiesił głowę, na skutek czego, kruczoczarne włosy przysłoniły mu twarz. Jego kąciki ust powędrowały ku górze, tworząc niepokojący uśmiech.
- Jellal - wrzasnął.
Fernandes wszedł do komnaty i skinął głową w kierunku swojego władcy.
- Tak?
- Bądź gotów na jutro. To będzie jedna z ostatnich bitew, jakie przyjdzie nam stoczyć. Zbudź armię i każ najeść im się do syta i rozpocząć zwarte przygotowania - uniósł wzrok.
- Zerefie, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. Większość jest wyczerpana po ostatnim napadzie na..
- Zamilcz - przerwał mu. - Chcę to jak najszybciej zakończyć. A teraz zejdź mi z oczu.
- Tak jest - wyszeptał, by następnie wyjść z pomieszczenia i wykonać żądanie Zerefa.

<<<>>>

   Nadszedł ten dzień. Lucy uchyliła powieki i lekko się uniosła, opierając na łokciach. Obok niej spokojnie spała McGarden. Dziewczyna smutno uśmiechnęła się na ten widok. Żal jej było ją budzić, aby znowu utożsamiła się z tym wszystkim. Koniec końców, delikatnie szturchnęła ją w ramię.
- Levy - szepnęła. - Wstawaj.
Niebieskowłosa przewróciła się na plecy, jęcząc, a następnie otworzyła oczy i się przeciągnęła.
- To już? - spytała, jakby z wyrzutem, patrząc na przyjaciółkę. Ta zaś kiwnęła głową.
- Tak, Levy - odparła. - To już.
Uniosły wzrok, aby spojrzeć na Scarlet. Stała na zewnątrz, wpatrując się w niebo i składając ręce, jak do modlitwy. Obie wstały, aby do niej dołączyć.
- Już nie śpicie? - szkarłatnowłosa wyrwała się ze swojego zajęcia. - To dobrze, za chwilę wyruszamy.
Blondynka przełknęła gulę spoczywającą jej w gardle.
- Nie martw się - Erza zwróciła się do Heartphilii. - Mamy większą szansę na zwycięstwo. Oni są jeszcze wycieńczeni po napadzie na Hargeon. Armia, zwłaszcza tak impulsywna, jak oni, nie zrehabilituje się tak prędko. Poza tym, już raz odparliśmy ich atak.
- Nie o to chodzi - Lucy zwiesiła się na chwilę w trakcie zdania, jakby próbując zebrać myśli. - Bardziej martwię się tym, że kiedy znikniecie mi z oczu, coś może się wydarzyć. Nie będę mogła cały czas was wszystkich obserwować. Tym bardziej, że postawiłam sobie cel i nie odpuszczę, dopóki go nie zrealizuję. Dlatego, Erzo, proszę, miej oczy wokół głowy. Nie chcę, aby ktoś znów stracił kogoś bliskiego. Na dodatek, nie chcę, aby widział jego śmierć na własnych oczach. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy to przeżyje, ale mimo to, chcę mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by zapobiec śmierci kogoś z naszych.
- Lucy - kobieta położyła jej rękę na ramieniu. - Zawsze robimy wszystko, co w naszej mocy, by temu zapobiec.
Blondynka nikle się uśmiechnęła. 
- Nad czym tak dukacie? - wtrącił nagle Redfox, przecierając znużone oczy - Jestem zwarty i gotowy, by skopać tyłek Zerefowi, gihi - na jego twarzy zawitał triumfalny uśmiech.
- Nie bądź taki pewny siebie - Scarlet szturchnęła go w ramię. - To też nie prowadzi do niczego dobrego.
- Daj spokój - machnął ręką. - Ten laluś mógłby rządzić co najwyżej toaletą. Oczywiście, jeśli sam by ją sobie zbudował.
Erza przewróciła oczami, krzyżując ręce na piersiach.
- Myślę, że już czas zbierać armię - Scarlet udała się z powrotem do wnętrza zamku.
Delikatne promienie słoneczne przebijały się przez chmury, zwiastując wydarzenia, które dopiero miały nadejść.

<<<>>>

4 komentarze:

  1. Świetne, czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jupi, nareszcie nowy rozdział! Rozdział cudny jak zawsze (oj, ile powtórzeń będzie w tym komie!), można było się trochę pośmiać no i mamy przedstawione rozmyślanie Zerefa, któremu nawiasem przydałoby się porządnie skopac dupę. Wyłapałam tylko jeden błąd: "Erza i Juvia zajęły pierwsze łóżko, Mira i Levy drugie, Gajeel i Happy trzecie, a Lucy usiadła na czwarte. Gray ruszył się jako pierwszy i usiadł koło mnie." Czemu nagle zrobił się z tego narrator pierwszoosobowy? No i gdzie podział się Natsu? A może to ja czegoś nie doczytałam...
    Wenki, czasu i tak dalej!
    Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że się podoba :D Co do błędu, to faktycznie, już poprawiam.
      Dziękujemy za wenę, na pewno się przyda!
      Również pozdrawiam

      Usuń