Nawigacja

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 1 - "Magnolia"

  

   Na zewnątrz zapadał mrok. Słońce chowając się za chmurami oznajmowało koniec dnia. Na niebie jedna po drugiej pojawiały się gwiazdy, swoim blaskiem oświecając jezioro i wszystkie budynki znajdujące się wokół niego. Powiewał lekki, chłodny wiatr, zaś na ulicach Magnolii zapadła głucha cisza. Jedynie w podupadłym zamku coś się działo - jak zwykle zresztą. Lucy i Levy wystraszone nagłą wiadomością od Miry, biegły za nią po korytarzach niegdyś jednego z największych zamków w Fiore, kierując się do komnaty z rannymi. Strauss im doniosła, iż do miasta przybył mężczyzna w bardzo poważnym stanie.

   Wbiegły do środka i ujrzały różowowłosego chłopaka, który kasłał z krwią i miał co najmniej trzy głębokie rany oraz mnóstwo innych - niegroźnych - na całym ciele. Lucy natychmiastowo podeszła do łóżka, na którym leżał.
- Miro, przede wszystkim zdezynfekuj wszystkie rany - powiedziała, próbując opanować drżący ton głosu. Białowłosa chwyciła za potrzebne środki i zaczęła dezynfekować rany mężczyzny. Ten jedynie syczał pod nosem, prawdopodobnie z bólu.
- Jak się tak załatwiłeś? - westchnęła Strauss, przecierając czoło chorego, na którym stał pot. Musiała wykonywać czynności precyzyjnie, tak, by zmniejszyć choć odrobinę ból pacjenta.
- Nie twoja sprawa - mruknął, kładąc lewą dłoń na głowie.
- Chyba jednak moja, skoro mam ci jakoś pomóc - Mirajane skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Wcale nie proszę o pomoc - odparł, odwracając głowę w drugą stronę.
- Miro, nie przejmuj się - Heartphilia zabrała głos. - Im dłużej będzie milczał, tym dłużej będzie cierpiał - po tych słowach obie wyszły z sali. Levy czekała na nie na korytarzu, gdyż miała za słabe nerwy na oglądanie rannych, zakrwawionych ludzi.
- I co? - spojrzała na nie pytającym wzrokiem.
- Ten cymbał nie chce powiedzieć, jak nabawił się tych wszystkich ran - warknęła blondynka, marszcząc brwi. McGarden cicho westchnęła.

   Dziewczęta udały się do swoich komnat. Lucy przebrała się w koszulę nocną, po czym zdjęła pierścionek, który dostała od matki w dzieciństwie i odłożyła go na parapet. Położyła się na łóżku, obróciła na prawy bok i chwilę myślała. W pewnym momencie zamknęła oczy i powoli oddychając, zasnęła...

   Następnego dnia, słońce grzało bardzo mocno, co w Magnolii ostatnimi czasy było jedną z ostatnich rzeczy, na które można było liczyć. Niebieskowłosa dziewczyna o smukłym ciele uchyliła i przetarła swoje zaspane oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Dosłownie zeskoczyła z łóżka na podłogę i udała się do prowizorycznej łazienki, w celu wzięcia kąpieli. Zanurzyła się w ciepłej wodzie i odpłynęła na parę chwil. Gdy woda zaczęła robić się zimna, wyszła i założyła krótką, błękitną sukienkę. Następnie udała się do pokoju swojej przyjaciółki i ujrzała ją siedzącą na brzegu łóżka. Nerwowo o czymś myślała i jej oczy wyglądały dość smutno.
- Co się stało, Lu-chan? - spytała, siadając obok niej.
- Zgubiłam pierścionek.. - odparła cicho, bezwładnie kładąc ręce na kolanach. Levy dokładnie rozejrzała się po pomieszczeniu, wstała i podniosła coś z podłogi.
- Ten pierścionek? - spytała, uśmiechając się.
- Tak, ten, Sherlocku - Lucy uśmiechnęła się od ucha do ucha, wstała i włożyła pierścionek z powrotem na palec. Odetchnęła z ulgą. - Dziękuję.
- Nie musisz mi dziękować - rzekła, przytulając Heartphilię. Po około minucie wypuściła ją z uścisku i udały się do jadalni, która jako jedna z nielicznych pomieszczeń w zamku pozostała nienaruszona po ataku. Siadły przy stole, zaś Mira właśnie weszła do środka z gulaszem i świeżo upieczonym chlebem. Postawiła jedzenie na stole i przysiadła się do dziewcząt.
- Kupiec przed chwilą dostarczył nam leki i jedzenie - powiedziała, uśmiechnięta od ucha do ucha. - Smacznego, muszę pójść do naszego "niegrzecznego pacjenta" - zaśmiała się, wstała i wyszła. Lucy i Levy nałożyły sobie małe porcje gulaszu, do tego wzięły po jednym, małym bochenku chleba.
- Mira zawsze tak dobrze gotowała? - spytała McGarden, której oczy aż połyskiwały ze względu na smak jedzenia, które właśnie spożywała.
- Mira ma wiele talentów, choć nie zdaje sobie z tego sprawy - powiedziała księżniczka, zabierając się za posiłek.
- Ktoś też ma wiele talentów, choć nie zdaje sobie z tego sprawy.. - szepnęła niebieskowłosa, z uśmiechem patrząc na przyjaciółkę.
- Mówiłaś coś? - spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
- Nie, nic.

   Stąpał po nierównym chodniku, co jakiś czas przeczesując dłonią swoją jakże bujną czuprynę. Wysoki, umięśniony, po wzroku widać, że także pewny siebie. Rozglądał się to w prawo, to w lewo, to w górę, to w dół. W końcu usiadł na ławce i począł głęboko myśleć. W tym samym momencie, tą samą ulicę przemierzała McGarden, rozglądając się i co jakiś czas wzdychając. Coś ją trapiło. Usiadła na ławce, nie zważając na osobnika siedzącego obok.
- Hej, kurduplu, byłem tu pierwszy - rzekł, patrząc na Levy beznamiętnym wzrokiem.
- Czy ta ławka zawiera gdzieś Twój podpis? Nie? No widzisz - warknęła, krzyżując ręce.
- Niezły masz temperament, mała - zaśmiał się.
- Zaraz dostaniesz niezłego kopniaka w tyłek, duży - odparła Levy, marszcząc brwi.
- Spokojnie, tylko się z Tobą droczę, kurduplu - zaśmiał się ponownie, co jeszcze bardziej rozzłościło McGarden.
- Skoro ja jestem kurduplem, to Ty jesteś przerośniętym gorylem - zerwała się z miejsca i nabuzowana ruszyła w kierunku zamku. Mężczyzna, którego imienia nie znała, odprowadzał ją wzrokiem.

   Przekroczyła mury zamku i od razu popędziła w kierunku swojej komnaty. Weszła do środka, trzaskając drzwiami i położyła się na łóżku, mocno zaciskając pięści. A mogłam mu przyłożyć, pomyślała, zamykając oczy. Zaraz za nią, do pomieszczenia weszła zaniepokojona Lucy.
- Levy, coś nie tak? - spytała, cicho zamykając drzwi.
- Kojarzysz takiego przerośniętego szympansa? - odwróciła głowę i skierowała wzrok na blondynkę, ta zaś spojrzała na nią wytrzeszczonymi oczami.
- Em.. - Heartphilia zrobiła dziwną minę.
- Już nieważne... chodźmy zobaczyć, jak Mira sobie radzi z tym  "milczkiem" - westchnęła, ciągnąc za sobą księżniczkę w kierunku sali z rannymi.

   Lucy wraz z Levy dotarły do sali i zobaczyły, jak nowy pacjent nie chce współpracować z Mirą.  Nie, on nawet nie próbował - ciągle się szarpał i nie chciał nic o sobie powiedzieć. Mira właśnie próbowała mu podać łyżkę z syropem, ale ten wziął zamach i wytrącił jej ją z rąk, przez co spadła na podłogę i cała jej zawartość się rozlała.
- Co ty wyprawiasz? - Lucy spojrzała na niego jednym ze swoich groźnych spojrzeń. - Dziewczyny, wyjdźcie na moment z sali.
Mira i Levy posłuchały się Heartphilii, stanęły pod drzwiami i zaczęły rozmawiać, zaś w tym czasie Lucy wzięła się za pana niegrzecznego.
- Co Ty sobie wyobrażasz? Ktoś chce Ci bezinteresownie pomóc, a ty odwalasz jakiś teatrzyk! - wrzasnęła, marszcząc brwi.
- Ale ja nie chcę badań! Nie chcę też żadnych leków, sam dam sobie radę, po prostu załóż mi bandaż i tyle! - odparł podniesionym tonem głosu.
Levy i Mira zobaczyły, iż ktoś się zbliża. Był to wysoki, umięśniony mężczyzna, ubrany na czarno. McGarden spojrzała na niego spod byka, gdyż od razu dostrzegła, że to "szympans".
- O, witam, kurduplu! Cóż za przypadek, co tutaj porabiasz? Testujesz wyjścia ewakuacyjne dla... chomików? - spytał, śmiejąc się.
- Rusz tym swoim pustym łbem i się domyśl! - wrzasnęła, zaś jej ciśnienie cały czas rosło.
- Daruj sobie, chcę zobaczyć kolegę - wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił.
- Wiedz, że ten twój kolega jest bardzo uparty - powiedziała Mira, otwierając drzwi. Levy w tempie natychmiastowym pobiegła do swojego pokoju, a Mira z p. Gorylem weszli do sali i od razu zobaczyli, jak Lucy kłóci się z różowowłosym chłopakiem.
- Ha ha ha! Natsu, nowa dziewczyna? - roześmiał się wniebogłosy.
- Coś ty powiedział? Bo chyba niedosłyszę - rzekł, ignorując zaczepki przyjaciela.
- Cicho bądźcie! Gdzie jest Levy? - blondynka skierowała wzrok na Mirajane.
- Pobiegła do pokoju - odpowiedziała Mira, wściekła na tych dwóch cymbałów.
Lucy od razu skierowała się do komnaty należącej do Levy. Pukała, ale przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał. Aż wreszcie McGarden lekko uchyliła drzwi, ocierając spływające po policzkach łzy. Niebieskowłosa położyła się brzuchem na łóżko i nie mogła opanować szlochu. Heartphilia usiadła obok niej, i przesiedziały w ciszy około pięciu minut.
- Co się stało, Levy? - zapytała w końcu Lucy.
- Ten typ uczepił się mnie jak jakiś rzep.. Spotkałam go dzisiaj w centrum Magnolii. Żałuję że w ogóle się z nim wdałam w rozmowę - powiedziała, dalej mając twarz wlepioną w poduszkę.
- Może się zakochał? - zażartowała, ale zauważyła, że to wcale nie przyniosło żadnego efektu, więc kontynuowała. - Nie zwracaj na niego uwagi, idiotów to najbardziej irytuje.
- Pewnie masz rację, jak zwykle - usiadła i pokazała jej język. Po chwili obie się roześmiały.
- W takim razie, dołączmy już do Miry, bo pewnie zaraz wyjdzie z siebie przez tych dwóch typów - wstały i z powrotem poszły do sali rannych. Po cichu weszły i ujrzały coś, co zapewne już na zawsze zostanie w ich wspomnieniach. Otóż nasz goryl wziął na ręce szarpiącego się Natsu i usiłował z nim opuścić zamek. Lucy szybko stanęła im na drodze.
- Ej, cycata, suń się! - wrzasnął poirytowany Gajeel.
- Daruj sobie, belzebubie - mruknęła Heartphilia. - Jeśli teraz gdzieś z nim pójdziesz, jego rany mogą się otworzyć, co spowoduje jego śmierć - rzekła spokojnie.
Gajeel przez chwilę się zastanawiał, co powinien zrobić. W pewnym momencie westchnął i odłożył Natsu z powrotem na łóżko. Lucy odetchnęła z ulgą.
- Jak się czujesz? - Mira podeszła do Dragneela z lekami. O dziwo, tym razem przyjął je bez protestu.
- Dużo lepiej.. dzięki - powiedział cicho, przez co dziewczyny się uśmiechnęły.
- Kto by pomyślał, że taki uparciuch zacznie się normalnie zachowywać - blondynka położyła ręce na biodrach.
- Kto tu jest uparty?! Bo na pewno nie ja! - krzyknął, dokładnie się jej przyglądając.
- Nie mam ochoty patrzeć, jak ze sobą flirtujecie - mruknął zrezygnowany Redfox.
- Nie flirtujemy ze sobą! - wrzasnęli w tym samym czasie.
- To będzie piękna przyjaźń - zachichotała Strauss, przez co Lucy mimowolnie westchnęła.

   Kolejny ranek zapowiadał się monotonnie - słońce znowu wschodziło, by zajść za paręnaście godzin, zaś ptaki swoim śpiewem budziły do życia mieszkańców Magnolii. Lucy leniwie się rozciągnęła, głośno ziewając. Wstała i leniwym krokiem ruszyła do zamkowej, prowizorycznej łazienki. Zanurzyła się w gorącej wodzie, mimowolnie zamykając oczy. Po piętnastu minutach, już odświeżona, przebrała się w coś wygodnego i upięła włosy w wysokiego kucyka, zostawiając na przodzie parę kosmyków. Na usta nałożyła balsam, który samodzielnie wykonała Mira i udała się na dziedziniec. Usiadła na murach zamku i obserwowała przyrodę. Zatraciła się w niebie i jego intensywnym, błękitnym kolorze. Nagle usłyszała kroki. Ujrzała Gajeela idącego w jej kierunku.
- Coś nie tak? - spytała, obserwując każdy jego najdrobniejszy ruch.
- Nie, po prostu uznałem, że tutejsze widoki są bardzo imponujące - zajął miejsce obok Heartphilii. Lucy się łagodnie uśmiechnęła.
- Też tak myślę.. - szepnęła.
- Mam pytanie - rzekł nagle, zaś blondynka spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Czy wyleczycie Natsu?
- Tak, ale opowiesz mi, co się stało? Skąd u niego te rany? - zapytała dziewczyna, zaś Redfox kiwnął głową na tak.

---

7 komentarzy:

  1. Trafiłam tu przez przypadek. Postanowiłam przeczytać. I uważam, że jest super. Bardzo ciekawy pomysł, zostanę raczej stałym czytelnikiem. Życzę kontenery weny!
    Luna Dragneel

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Zapraszam do zgłaszania nowych rozdziałów na naszym spisie! :)

    Pozdrawiam,
    Mayako
    Spis Fairy Tail

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem naprawdę ciekawa kolejnego rozdziału '3'

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, trafiłam tutaj dzięki spisowi xD Bardzo ciekawa historia, myślę, że będę ją śledzić! :D
    Zapraszam również do siebie :3 http://w-swiecie-fairy-tail.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super pomysł na bloga! Pierwszy rozdział bardzo mi się podobał i fajnie, że był długi. Jest napisany tak...profesjonalnie? Chodzi mi o to, że jest jak wyrwany z jakiejś książki - piękny styl, dialogi, pomysły. Nie ma się do czego przyczepić, bo wszystko jest idealnie :) Lubię te opisy przyrody np. nieba, bo mogę wyobrazić sobie każdy szczegół i poczuć się jak w Magnolii.

    Coś czułam że tą osobą na końcu prologu będzie Natsu ^^ Ciekawi mnie jego historia, więc już za chwilę zabieram się za czytanie kolejnego rozdziału. Fajnie, że Natsu i Lucy jeszcze się nie znają. Mam nadzieję, że znajdą wspólny język i będzie z nich fajna para. W końcu kto się czubi ten się lubi :D
    Levy i Gajeel to swoje przeciwieństwa, ale widać, że ich do siebie ciągnie :)

    Pozdrawiam i lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń