niedziela, 10 lipca 2016

Prolog

   

   Biegła najszybciej, jak tylko potrafiła. Kosmyki jej niebieskich włosów powiewały na wszystkie strony. Nie chciała się zatrzymywać, gdyż za nią czekała pewna śmierć. Ukryła się między drzewami, modląc się w duchu, by jej nie odnaleziono. Po jej policzkach strumieniami spływały gorzkie łzy. Gdy usłyszała, że armia odeszła kawałek dalej, wybiegła z ukrycia i ruszyła w kierunku jaskini. Zapadła noc. Osunęła się po ścianie, schowała głowę między kolanami i odpłynęła w błogim śnie...

   Następnego dnia, resztkami sił, szła dalej tą samą ścieżką. Pragnęła napić się wody, choć trochę zamoczyć całkowicie wysuszone usta. Z licznymi ranami, kulejąc, uparcie szła dalej, modląc się w duchu o to, by w końcu dotrzeć do jakiejkolwiek wsi, która nie była pod JEGO panowaniem. W końcu bezwładnie opadła na suchy grunt. Nie próbowała się podnieść. Świat wokół niej wirował. Była w środku pustkowia. Przynajmniej tak jej się wydawało. Nagle, z tego koszmaru wyrwał ją kobiecy głos. Słyszała kroki i krzyki. Mimowolnie zemdlała...

   Po wybudzeniu się ujrzała tłum ludzi i kobietę w dość młodym wieku. Miała ona blond włosy i długą, sięgającą za kostki, falbaniastą, różową suknię. Do uszu niebieskowłosej docierały krzyki sporego tłumu.
                                        ,,Precz z NIM! Chcemy wolnego kraju!"
Wsłuchała się w to przez chwilę, po czym podpierając się dłońmi wstała na równe nogi i poczęła przepychać się przez tłum ludzi krzyczących w kółko te same dwa zdania. Doszła do dziewczyny stojącej na środku placu. Spojrzała w jej głębokie, czekoladowe oczy i już wiedziała, kim ona jest... to była księżniczka Lucy. Następnie znowu zemdlała w tłumie...

   Uchyliła oczy. Tym razem leżała na miękkim łóżku. Podniosła się do pozycji siedzącej i ujrzała zmartwioną księżniczkę Lucy siedzącą na brzegu łóżka.
- Cieszę się, że nic Ci nie jest - powiedziała, biorąc głęboki wdech.
- Lucy, byłam przekonana, że Ty.. - do oczu niebieskowłosej zaczęły napływać łzy. W jej jedynym przyćmionym wspomnieniu widzi właśnie śmierć księżniczki i jej ojca.
- Odkąd sama wiesz kto napadł na Magnolię, dużo się tutaj zmieniło.. nie wiem, od czego powinnam zacząć - złożyła dłonie i zaczęła głęboko myśleć. - Wszyscy ocalali mieszkańcy się zbuntowali. Powstał ruch oporu. Póki co, nasi główni ludzie są w Hargeonie. Mamy zamiar pozbyć się tego drania na dobre - rzekła blondynka, zaciskając pięści. Odetchnęła i powrotnie spojrzała na nieco zdezorientowaną Levy.
- Księżniczko, nie powinnaś..
- Ciii! - położyła dłoń na ustach niebieskowłosej - Nikt tutaj nie wie, kim jestem. Levy, proszę, nie wygadaj się..
Na twarzy McGarden zawitał uśmiech. Heartpfilia ani trochę się nie zmieniła od ich ostatniej rozmowy. A może po prostu wszystko dusi w sobie?

   Dziewczęta chodziły po ocalałej części zamku. Rozmawiały o dawnych czasach i o tym, co się zmieniło po napadzie na Magnolię. Levy mimowolnie zaczęła ronić łzy, sama nie znając do końca tego przyczyny.  
- O co chodzi? - spytała zdziwiona Lucy.
- A... A nic... Cieszę się, że znów się widzimy... - po tych słowach Levy przytuliła blondynkę. Ta zaś nie wiedziała, co powinna zrobić. Nadal była zdziwiona zachowaniem dawnej przyjaciółki. Jednak po chwili księżniczka również odwzajemniła uścisk. Pozostały tak przez kilka minut. Później postanowiły udać się na dziedziniec.

   McGarden dokładnie przyglądała się temu strasznemu krajobrazowi, który niegdyś był tak piękny. Spojrzały na przyćmione przez chmury niebo. Smutek mieszał się na nim ze wściekłością. Wszyscy pragnęli jedynie zemsty. Człowiek działający pod pseudonimem "Zeref" pojawił się znikąd i zniszczył wszystko w mgnieniu oka. Uprowadził wielu ludzi, lecz nikt nie zna powodu, dla którego to zrobił. Być może lubi ludzkie cierpienie, a z drugiej strony może chce się "zabawić"... W pewnym momencie, na dziedziniec wbiegła wystraszona białowłosa dziewczyna.
- Lucy, do Magnolii dotarł mężczyzna w stanie krytycznym! - wrzasnęła. - Nie mamy odpowiednich leków do opatrzenia jego ran.. dodatkowo, bardzo prawdopodobne jest, że wdało się zakażenie.
- Już idę - odpowiedziała, próbując ukryć swoje poruszenie ową sytuacją. Ruszyły w kierunku sali, do której sprowadzano wszystkich rannych. Lucy i Levy na widok tego chłopaka stanęły jak wyryte...

1 komentarz:

  1. Zapowiada się fajnie. Jestem ciekawa kim jest chłopak, który przybył na końcu :)

    OdpowiedzUsuń